Nie tak dawno pisałam o ludziach, którzy pojawiają się w naszym życiu zupełnie nie przypadkiem.
W rożnych sytuacjach.
Końcówka zeszłego roku obfitowała w moim życiu w wielką huśtawkę uczuć i różnorodność przeżyć. Od euforii, radości, szczęścia, entuzjazmu aż po ból, smutek, rozpacz i poczucie niesprawiedliwości.... Nie będę wdawać się w szczegóły....jednak te negatywne targają mną do dnia dzisiejszego i będą gościć w mojej codzienności jeszcze przez długi czas.....niewykluczone, że już zawsze....
Muszę przyznać, że mimo ostatnich wydarzeń, mam w życiu dużo szczęścia. W kilku dziedzinach. Jedną z nich jest spotykanie na swojej życiowej drodze wielu cudownych ludzi. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że los w tym temacie jest dla mnie bardzo łaskawy. Przyjaciele Ci sami, niezawodni, od lat. Ale gdyby o Nich napisać powstałaby z tego książka kilkuczęściowa ;) Są - i za to jestem im bardzo wdzięczna. Są bardzo ważni. Najważniejsi. Od lat i na zawsze <3
Ale są tez ludzie, którzy przychodzą znienacka. Nie mogę powiedzieć, że przez przypadek. Bo nie wierzę w przypadki. Wierzę w los, przeznaczenie i karmę. I mam powody uważać, że Ją postawił na mojej drodze właśnie los. Że tak miało być. Że ktoś, gdzieś zdecydował, że bez Niej nie dam rady przejść najcięższego czasu w moim życiu. Moi najbliżsi byli i są dla mnie podporą, to jasne. Ale to z Nią przeżywałam pierwsze chwile "po", to z nią dzieliłam szpitalny pokój, to Ona widziała moje łzy, to Ona wyciągała mnie z łóżka, żebym nie leżała i nie gapiła się w sufit, to Ona powodowała, że nie myślałam o tym, co się stało i nawet o tym zapominałam bo rozśmieszała mnie do łez, chociaż z naszymi poszytymi wzdłuż i wszerz brzuchami nie było to łatwe, a nawet było bardzo trudne :) Robiła to wszystko mimo tego, że sama nie leżała tam bez powodu.....
Nie bardzo zdawałam sobie sprawy z tego ile to wszystko dla mnie znaczy, jak bardzo jest ważne, do momentu kiedy wróciłam do domu i przepłakałam dwa dni analizując to co się wydarzyło i próbując nie myśleć czy mogłam coś zrobić, żeby wszystko skończyło się inaczej.....Wtedy najbardziej doceniłam to co robiła. Że odciągała moje złe myśli....
Teraz, już prawie 3 miesiące później, nie ma dnia, żebym nie była Jej wdzięczna....za to, że Ją spotkałam a Ona po prostu była....tak po ludzku.....i swoim nastawieniem do życia, swoim poczuciem humoru, swoim optymizmem dodawała mi sił....
Oczywiście, wolałabym żebyśmy spotkały się w innych okolicznościach. Ale jestem przekonana, że sytuacji do spotkań poza szpitalem będzie mnóstwo. Była i jest dla mnie wsparciem. I mam nadzieję, że Ona czuje, że z mojej strony może liczyć na to samo. Że wie, że życzę Jej wszystkiego co najlepsze bo na to zasługuje. Bo takich ludzi jak Ona nie powinno spotykać nic złego i przykrego.
Wiem, że będzie dobrze, że przed nami jeszcze wiele wspólnych spotkań, kaw, telefonów i obiecanych grilli ;) I wiem, że Ty też to wiesz :)
Jestem z Tobą.
A to moje dzisiejsze "dziękuję" dla Ciebie.....Skromne, ale wprost z serca....
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz