poniedziałek, 7 marca 2016

Trzy magiczne słowa


Od dzieciństwa wpajano nam do głów słowa, których wypowiadanie miało mieć moc magiczną. Trzy proste, krótkie słowa. Niby nic. Ale ich używanie w dorosłym życiu już nie jest takie proste, oczywiste i magiczne. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Przecież powiedzieć komuś proszę, przepraszam czy dziękuję trwa raptem chwilę a ileż pozytywnych emocji może wywołać.  
Nierzadko zdarza się, że zostają one przez nas wypowiedziane bez użycia słów. Drobny gest, dobry uczynek, mały prezent znaczą tak samo wiele. Mimo, że te narzędzia nie są przez nas często używane skłamałby ten, który stwierdziłby, że niewiele dla niego znaczą.  Miło jest usłyszeć podziękowanie, przeprosiny czy prośbę. Ale miło jest też być po tej drugiej stronie. Wypowiadanie ich może być równie miłe. O ile nie milsze.
Nie tak dawno pisałam o ludziach, którzy pojawiają się w naszym życiu zupełnie nie przypadkiem.
W rożnych sytuacjach.
Końcówka zeszłego roku obfitowała w moim życiu w wielką huśtawkę uczuć i różnorodność przeżyć. Od euforii, radości, szczęścia, entuzjazmu aż po ból, smutek, rozpacz i poczucie niesprawiedliwości.... Nie będę wdawać się w szczegóły....jednak te negatywne targają mną do dnia dzisiejszego i będą gościć w mojej codzienności jeszcze przez długi czas.....niewykluczone, że już zawsze....
Muszę przyznać, że mimo ostatnich wydarzeń, mam w życiu dużo szczęścia. W kilku dziedzinach. Jedną z nich jest spotykanie na swojej życiowej drodze wielu cudownych ludzi. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że los w tym temacie jest dla mnie bardzo łaskawy. Przyjaciele Ci sami, niezawodni, od lat. Ale gdyby o Nich napisać powstałaby z tego książka kilkuczęściowa ;) Są - i za to jestem im bardzo wdzięczna. Są bardzo ważni. Najważniejsi. Od lat i na zawsze <3
Ale są tez ludzie, którzy przychodzą znienacka. Nie mogę powiedzieć, że przez przypadek. Bo nie wierzę w przypadki. Wierzę w los, przeznaczenie i karmę. I mam powody uważać, że Ją postawił na mojej drodze właśnie los. Że tak miało być. Że ktoś, gdzieś zdecydował, że bez Niej nie dam rady przejść najcięższego czasu w moim życiu. Moi najbliżsi byli i są dla mnie podporą, to jasne. Ale to z Nią przeżywałam pierwsze chwile "po", to z nią dzieliłam szpitalny pokój, to Ona widziała moje łzy, to Ona wyciągała mnie z łóżka, żebym nie leżała i nie gapiła się w sufit, to Ona powodowała, że nie myślałam o tym, co się stało i nawet o tym zapominałam bo rozśmieszała mnie do łez, chociaż z naszymi poszytymi wzdłuż i wszerz brzuchami nie było to łatwe, a nawet było bardzo trudne :) Robiła to wszystko mimo tego, że sama nie leżała tam bez powodu.....
Nie bardzo zdawałam sobie sprawy z tego ile to wszystko dla mnie znaczy, jak bardzo jest ważne, do momentu kiedy wróciłam do domu i przepłakałam dwa dni analizując to co się wydarzyło i próbując nie myśleć czy mogłam coś zrobić, żeby wszystko skończyło się inaczej.....Wtedy najbardziej doceniłam to co robiła. Że odciągała moje złe myśli....
Teraz, już prawie 3 miesiące później, nie ma dnia, żebym nie była Jej wdzięczna....za to, że Ją spotkałam a Ona po prostu była....tak po ludzku.....i swoim nastawieniem do życia, swoim poczuciem humoru, swoim optymizmem dodawała mi sił....
Oczywiście, wolałabym żebyśmy spotkały się w innych okolicznościach. Ale jestem przekonana, że sytuacji do spotkań poza szpitalem będzie mnóstwo. Była i jest dla mnie wsparciem. I mam nadzieję, że Ona czuje, że z mojej strony może liczyć na to samo. Że wie, że życzę Jej wszystkiego co najlepsze bo na to zasługuje. Bo takich ludzi jak Ona nie powinno spotykać nic złego i przykrego.
Wiem, że będzie dobrze, że przed nami jeszcze wiele wspólnych spotkań, kaw, telefonów i obiecanych grilli ;) I wiem, że Ty też to wiesz :)
Jestem z Tobą.
A to moje dzisiejsze "dziękuję" dla Ciebie.....Skromne, ale wprost z serca....
A.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz